Jak zginął "Andrzej Morro"?



          Dnia 15 września 1944r. rano, na Powiślu Czerniakowskim, przy ul. Solec, od niemieckiej pojedynczej kuli zginął Andrzej Romocki ps. "Morro" (lub "Andrzej Morro"). Porucznik "Morro" próbował nawiązać kontakt z lądującymi zza Wisły żołnierzami 1 Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki 1 Armii WP gen. Zygmunta Berlinga - wyszedł do lądujących z biało-czerwoną flagą. Tak brzmi ogólnie oficjalna wersja o śmierci Bohatera Powstania Warszawskiego. Niektórzy twierdzą inaczej.

* * *

          Andrzej Romocki urodził się 16.04.1923 r. w Diektarzewie na ziemi łódzkiej, w rodzinie ziemiańskiej. Jego ojciec Paweł był majorem WP w stanie spoczynku, kawalerem Orderu Virtuti Militari, wcześniej żołnierzem I Korpusu gen. Dowbora-Muśnickiego. Prócz tego, w latach 1926-1928, posłem na sejm II RP oraz dyrektorem naczelnym Polskiego Przemysłu Górniczo-Hutniczego. W roku 1933 r. państwo Romoccy (Paweł i Jadwiga) z dziećmi (Andrzejem i Janem - ur. w 1925 r.) przeprowadzili się do Warszawy i zamieszkali przy ul. Mochnackiego.
          Już w czasie okupacji, w 1940 r. na tajnych kompletach Andrzej ukończył Gimnazjum Towarzystwa Ziemi Mazowieckiej. Należy jeszcze podkreślić harcerską działalność Andrzeja - był instruktorem harcerskim i następnie harcmistrzem. W tym samym roku, w czerwcu w tragicznym wypadku (potrącony przez samochód pijanego Niemca) zginął Paweł Romocki.
          Także w roku 1940 Andrzej rozpoczyna swą konspiracyjną działalność, najpierw w PET, następnie w Szarych Szeregach. Dowodził drużyną "Sad 400", plutonem "Sad" i następnie 2 kompanią "Rudy" w batalionie AK "Zośka". Bierze udział m. in. w akcjach zbrojnego podziemia: atak na niemiecką strażnicę pod Sieczychami (20.08.1943 r.), akcji "Wilanów" (26.09.1943 r.). 25 maja 1944 r. otrzymuje stopień plut. pchor.



Andrzej Romocki "Morro"


          Warto jeszcze wspomnieć o historii powstania pseudonimu bohatera. "Morro" (lub "Andrzej Morro") wywodzi się z przestawienia dwóch pierwszych sylab nazwiska. Ten sam pseudonim był używany niegdyś przez ojca Andrzeja - Pawła. Wbrew temu żołnierze kompanii "Rudy" nazywali swego dowódcę wręcz miłosną frazą - "Amorkiem". Z tytułu podpisywania przez niego rozkazów skrótowo "A. Morro".
          W chwili wybuchu Powstania Warszawskiego, "Andrzej Morro" wyruszył do boju dowodząc 2 kompanią "Rudy" liczącą wówczas 156 żołnierzy nie licząc dziewcząt. Kompania wchodziła w skład baonu "Zośka" (dowódca batalionu por. "Jerzy" Ryszard Białous) i podczas Powstania przeszła szlak bojowy: Wola - Starówka - Czerniaków. Na szczególne wyróżnienie zasługuje akcja przebicia ze Starówki do Śródmieścia (30/31.08), kiedy to batalion "Zośka" jako jedyny oddział przeszedł (przebił się) do Śródmieścia "górą", a nie kanałami. Na początkach września Zgrupowanie AK "Radosław" (d-ca ppłk. "Radosław" Jan Mazurkiewicz), w tym także batalion "Zośka", przeszło ze Śródmieścia na Górny Czerniaków.

* * *

          Od początku drugiej dekady września Niemcy zwiększyli nacisk na Powiśle Czerniakowskie, poprzez próby odcięcia połączenia pomiędzy powstańczym Śródmieściem Południe, a Czerniakowem (poprzez ulicę Książęcą) oraz zajęcia brzegu Wisły. Było to następstwem ruszenia frontu wschodniego - 10 września wojska radzieckie (mające w swoim składzie polską 1 DP gen. Z. Berlinga) rozpoczęły operację wyzwolenia prawobrzeżnej części Warszawy - Pragi.
          Tego dnia Stalin wyraził zgodę na lądowanie na terytorium radzieckim samolotów amerykańskich, niosących pomoc Warszawie, 12.09 1 Armia WP otrzymała rozkaz przegrupowania się z przyczółka magnuszewskiego ku Warszawie, a 13.09 Stalin telefonicznie polecił marsz. Rokossowskiemu (dowódcy radzieckiego I Frontu Białoruskiego) udzielić powstańcom wszelkiej możliwej pomocy. Od tego czasu samoloty radzieckie zapewniać zaczęły osłonę powietrzną Warszawy i dokonywać zrzutów zaopatrzenia dla powstańców.
          13 września Niemcy zajęli strategiczne punkty w rejonie ul. Książęcej przerywając wąskie połączenie pomiędzy Czerniakowem a Śródmieściem. Tego samego dnia pod naporem Armii Czerwonej Niemcy rozpoczęli wycofywanie się z Pragi, wysadzając mosty warszawskie. Według Józefa Margulesa Niemcy niszczyli mosty kolejno w ścisłej konsekwencji natarcia na Pradze. W myśl bowiem kontrowersyjnej decyzji marsz. Rokossowskiego - wojska radzieckie i polskie nacierały nie prostopadle do Wisły (co według J. Margulesa byłoby korzystniejsze), lecz wzdłuż rzeki - w ten sposób aby "odgrodzić się" od powstania - zgodnie z wymogami Józefa Stalina.
          Wczesnym rankiem 15 września Praga była całkowicie wolna od Niemców. W związku z powyższą sytuacją nastąpiły pierwsze próby nawiązania kontaktu powstańców z wyzwolonym prawym brzegiem Wisły. Także z drugiej strony Wisły, z Pragi, nastąpiły pierwsze rozpoznawcze próby przeprawy na warszawski brzeg.
          W nocy z 13 na 14 września jedna z grup rozpoznawczych radzieckiej 143 DP przeprawiła się na Czerniaków i zwiadowcy 14.09 około godz. 2 dotarli do ppłk. "Radosława". Ten określił im swe położenie oraz wręczył pismo do "Dowódcy Wojsk Rosyjskich na Pradze", zawierające prośbę o skierowanie ognia artyleryjskiego na określone cele oraz dostarczenia broni i amunicji. Grupa rozpoznawcza jeszcze przed świtem przeprawiła się z powrotem na brzeg praski, a wraz z nią dwaj oficerowie łącznikowi od "Radosława".

* * *

          W nocy z 14 na 15 września kompania "Zośki" pod dowództwem por. "Morro" obsadziła pod silnym ogniem brzeg Wisły i zajęła na wpół zatopiony statek wycieczkowy "Bajka", który znajdował się przy nabrzeżu. Nad ranem powstańcy zauważyli 3 łodzie zbliżające się od Saskiej Kępy. Była to grupa rozpoznawcza 1 DP w sile 15 ludzi.
          Desant dotarł do lewego brzegu już pod ogniem niemieckim. Z 15 żołnierzy na Czerniaków przedostało się 11, w tym 3 rannych, 4 zginęło. Według innych wersji do powstańców dotarło tylko 3 lub 5 żołnierzy. Powstańcy z "Zośki", chcąc nawiązać kontakt z lądującym oddziałem, myśląc że mają do czynienia z Rosjanami, próbowali wzywać żołnierzy do siebie, krzycząc po rosyjsku i machając biało-czerwonym proporcem.
          Około 8 rano 15 września 1944 r. do przybyłych wyszedł por. "Morro". Tadeusz Sumiński "Leszczyc" żołnierz "Zośki" wspomina (T. Sumiński "Leszczyc" Czternasty września, Pamiętniki żołnierzy baonu Zośka, Warszawa 1986, s. 464.): Stoimy za domkiem pod ścianą od strony Wisły. Morro wychodzi sam, pierwszy, zupełnie odsłonięty, w kierunku, wydaje się, pustych, niemieckich rowów strzeleckich. Staje na chwilę twarzą do mostu. Jest prawie widno. Pojedynczy strzał karabinowy. Morro pada. - O Boże! - i za chwilę: - Pomocy... Śpioch odrywa się od ściany domku i czołga się do rannego. Jest już prawie w połowie drogi. Druga kula uderza w ziemię przed głową Śpiocha. Cofa się do nas. Jest bardzo cicho. Nagle zjawia się Zosia. Bez namysłu biegnie do Amorka, próbujemy ją zatrzymać. Wyrwała się. Klęka przy nim. Jest zupełnie odsłonięta, obraca Andrzeja. - Nie mogę znaleźć rany!... Nie strzelają do niej. Dlaczego? Ciągle bezskutecznie szuka rany. To zresztą niepotrzebne: Morro nie żyje.
          Niby wszystko jasne: oficjalne stanowisko Koła Byłych Żołnierzy Baonu Zośka jest takie, że harcmistrz kapitan Andrzej Morro poległ od niemieckiej kuli. Za walki w Powstaniu Warszawskim, Andrzej Romocki został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, dwukrotnie Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Armii Krajowej. Pośmiertnie został awansowany do stopnia kapitana.



grób Andrzeja "Morro" na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach


* * *

          Pierwsze ziarno niepewności zasiał u mnie gen. Stanisław Komornicki ps. "Nałęcz". Podczas spotkania i spaceru po Czerniakowie jesienią roku 2003, usłyszałem po raz pierwszy, że ze śmiercią Andrzeja Romockiego z "Zośki" nie jest wszystko takie jasne. "Nałęcz" opowiadał, że bardzo możliwe, aby "Morro" zginął od kuli Polaków przybyłych zza Wisły.
          No nic - myślę sobie, jedna relacja nie przesądza sprawy. Wkrótce o tym nie myślałem. Prawdziwa bomba dla mnie pękła 1,5 roku później podczas spotkania z grupą Powstańców z batalionu "Parasol". Na spotkaniu obecni: Maria Stypułkowska - Chojecka "Kama", Wacława Godzisz - Jurczakowska "Wacka", Eleonora Lewandowska - Sochoń "Nora", Janina Borowska - Szczęsna "Jeanette", Witold Sławski "Dilma", Jerzy Sikarski "Stach", uświadomili mi, że z pewnością "Andrzej Morro" zginął postrzelony pomyłkowo przez żołnierza 1 DP, lądującego łodzią na Czerniakowie. Że takie przypadki zdarzały się nawet często. Jako przykład podawali przypadkową śmierć żołnierza z "Parasola" - Jana Wróblewskiego ps. "Zabawa", który został śmiertelnie raniony przez żołnierzy własnego oddziału 18 września.
          "Parasolarze" opowiadali, że ze względów propagandowych nie było wskazane pisanie o zdarzeniu postrzelenia por. "Morro" przez zwiad zza Wisły, czy nawet głośno publicznie o tym mówienie. Po roku 1989 czasy się zmieniły.
          Dziś możemy przeczytać chociażby fragment wspomnień chor. Janusza Kowalskiego dowodzącego zwiadem 1 DP, który przepłynął Wisłę i rankiem 15 września znalazł się na Czerniakowie (M. Szuniewicz Andrzej Romocki "Morro" 1923- 1944, http://www.powstanie-warszawskie-1944.pl/ dostęp na 15.06.2009r.): Gdy wyskoczyliśmy z łodzi, by schronić się za nadbrzeżnym wałem, nie było już nikogo na rzece. Choć jeszcze długo wodę siekły karabiny maszynowe. Dowiedzieliśmy się później, że obie łodzie towarzyszące nam zostały trafione pierwszymi strzałami i poszły na dno.
          Nadchodzi świt, między domami migały sylwetki w niemieckich mundurach. Ktoś silnie ostrzeliwany czołgał się do nas. Dyżurujący obserwator trzymał go na muszce, pełzający stoczył się z wału na brzeg kilkadziesiąt metrów od nas. Był w niemieckim hełmie i panterce, ale z biało-czerwoną opaską na ręku!

          Tadeusz Sosiński z 3 DP, tak zapamiętał przeprawę na Czerniaków w nocy z 16 na 17 września (T. Sosiński Przez życie pod wiatr, Warszawa 2000, s. 77, 78): Przed nami były gruzy i szkielety wypalonych domów. Czekaliśmy na świt. Nikt nie zatroszczył się o to, aby nawiązać łączność i zawiadomić o naszym lądowaniu. Czuliśmy się zagubieni w obcym mieście (...) Nie wiedzieliśmy gdzie znajdują się pozycje powstańców.
          O świcie zauważyliśmy zbliżający się do nas z prawej strony trzyosobowy patrol w niemieckich panterkach i hełmach. Zostali oni przez nas ostrzelani i zalegli w gruzach. Wysłany zwiad odnalazł zwłoki żołnierza ubranego w niemiecką kurtkę ochronną. Jedynie biało-czerwona opaska noszona na prawej ręce potwierdzała, że był powstańcem. Jego przypadkowa śmierć spowodowała przygnębienie w naszych szeregach.

          Żołnierze z 1 Armii WP gen. Berlinga, zwani przez Warszawiaków i powstańców "Berlingowcami" po wylądowaniu w Warszawie mawiali do powstańców: "- wy tak ubrani jak szkopi... Jeszcze was postrzeli który z naszych chłopaków".
          Na tym etapie rozważań uważam, że można postawić hipotezę, że najprawdopodobniej por. Andrzej Romocki "Morro" zginął wskutek nieszczęśliwego wypadku, od kuli wystrzelonej przez polskiego żołnierza przybyłego zza Wisły. W relacjach pojawia się wątek pustych niemieckich okopów oraz że niemieckie oddziały zostały wycofane aż do mostu, czyli innymi słowy - Niemców w pobliżu nie było.
          Andrzej Romocki ubrany był w niemiecki mundur (panterkę), na polskim przedwojennym hełmie wz. 31 miał nałożony niemiecki pokrowiec maskujący, biało-czerwona opaska mogła być mało widoczna...
          Raczej wykluczam, że por. "Morro" wyszedł do lądujących z biało-czerwoną flagą. Żołnierze przybyli zza Wisły widząc postać umundurowaną jak Niemiec, prawdopodobnie wycelowali w serce i jednym celnym strzałem "położyli" wrogiego intruza. Skąd mogli wiedzieć, że to bohater Powstania Warszawskiego, por. "Morro" idzie ich powitać?
          Tak zginął por. "Morro". Bohater batalionu "Zośka" i w ogóle zgrupowania "Radosław", bohater nieprawdopodobnego przebicia z oblężonego Starego Miasta do Śródmieścia, dostał postrzał prosto w serce. 15 września na Czerniakowie przy ul. Solec.
          Wątpliwości zdaje się całkowicie rozwiewać Anna Wyganowska-Eriksson w wydanej w roku 2010 (drugie wydanie) książce "Pluton pancerny batalionu Zośka" (A. Wyganowska-Eriksson Pluton pancerny batalionu Zośka, Gdańsk 2010, s. 321): W literaturze powojennej w opisach śmierci Andrzeja "Morro" są niedomówienia. Ci, którzy tam byli, pamiętają ogólne przekonanie, że Andrzeja zabiła kula z pepeszy - był ubrany w mundur niemiecki z Stawek. O pomyłkę nie było trudno. Był jednym z pierwszych, których dostrzegli berlingowcy po wylądowaniu na naszym brzegu. Fatalne nieporozumienie spowodowało śmierć bohatera Powstania Warszawskiego.
          Niby wszystko wydaje się oczywiste na tym etapie rozważań. Ale z drugiej strony nie można w 100 % wykluczyć np. działalności niemieckiego snajpera z Mostu Poniatowskiego. Nie daje mi także spokoju dalszy fragment wspomnień "Leszczyca" Tadeusza Sumińskiego z "Zośki" (T. Sumiński "Leszczyc" Czternasty września, Pamiętniki..., s. 464): W domku jest pięciu berlingowców i dwóch wziętych przez nich do niewoli Niemców.
          Może to ci Niemcy jednak strzelali?


opracowanie:Szymon Nowak
autor książki "Ostatni szturm. Ze Starówki do Śródmieścia 1944",
Wydawnictwa Finna

redakcja: Maciej Janaszek-Seydlitz


          Cały artykuł można znaleźć w numerze 5(50)/2012 czasopisma "Militaria XX w."



Copyright © 2012 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.