Najcięższa artyleria a Powstanie Warszawskie

Hanna Kuczmierowska
Maciej Piekarski





Hanna Kuczmierowska z d. Grabarczyk, żołnierz AK ps. "Bratkowska", "Hanka" urodziła się 9.04.1926 r. w Ciechanowie.
W czasie Powstania Warszawskiego mając 18 lat walczyła jako sanitariuszka na Starym Mieście w batalionie "Chrobry I" Zgrupowania "Sosna".
Kontynuuje walkę w Śródmieściu. Po kapitulacji wychodzi z miasta z ludnością cywilną i ucieka z obozu w Ursusie. Zmarła w 1996 r.
Współautorka książki "Zgrupowanie Sosna Batalion Chrobry I".






Maciej Piekarski urodził się 21.10.1932 r. w Warszawie.
Jako 12 chłopak brał udział w Powstaniu Warszawskim na Sadybie, pomagając w szpitalu, grzebiąc zabitych w walkach i w wyniku bombardowań i ostrzału artyleryjskiego.
Przeżył popowstaniową tułaczkę i powrót do zniszczonego miasta w marcu 1945 r.
Historyk sztuki, dziennikarz, publicysta, varsovianista. Zmarł 14.06.1999 r.
Autor książek: "Samotna placówka" i "Tak zapamiętałem" poświęconych losom Fortu Czerniakowskiego i Sadyby w czasie II wojny światowej.




Pocisk w "Adrii"

          18 sierpnia 1944 roku przy ulicy Moniuszki 8 w budynek, w którym na górnych piętrach mieściło się towarzystwo asekuracyjne "Runione Adriatica di Securita" a na parterze i w podziemiach ekskluzywna kawiarnia dancing "Adria" uderzył wielkiego kalibru pocisk, który na szczęście nie eksplodował.
          A oto jak zapamiętała ten moment Halina Auderska, wówczas prasowy sprawozdawca wojenny Biura Informacji i Propagandy Komendy Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej ps. "Nowicka".
          "Stałam wtedy w oknie czwartego piętra obserwując samoloty, które krążyły nad PKO i nad "Adrią", usiłując zlokalizować nadajnik radiostacji "Błyskawica" metodą goniometrycznych namiarów. Był upalny pamiętny dzień. (... ) Nagle dom zatrząsł się, zakołysał i wokół zrobiło się biało od odlatujących tynków. Zobaczyłam olbrzymi pocisk przebijający ścianę naprzeciwko na wysokości czwartego piętra i lecący dalej przez podwórze wprost na mnie. (...) Był tuż, tuż i nagle pochylił się i runął pionowo w dół, na kopułę "Adrii". (...) Byłam tak oszołomiona tym co widzę i tym, że ominął mnie bezpośredni i - zdawałoby się - nieunikniony cios, że mimo huku walących się ścian i zakołysania się całego domu nie ruszyłam się z miejsca. Stałam wciąż w oknie, przecierając zaprószone oczy i otrząsając włosy z kurzu. Nagle na podwórzu ktoś zaczął krzyczeć: "Wszyscy na dół! Pocisk z zapalnikiem czasowym. Może wybuchnąć! Schodzić!" Wtedy dopadłam drzwi, ale za nimi nie było już korytarza: stałam przed świeżo powstałą wyrw a, na której skraju wił się ranny chłopiec. (...) Dopiero razem z jakimś nadbiegającym powstańcem ściągnęliśmy rannego i zeszliśmy z trudem na niższe piętro..."
          Ten cytat pochodzi z niezwykle interesującego artykułu Haliny Auderskiej p.t. "Tańczący pocisk" zamieszczonego na łamach WTI Stolica w numerze 1 z dnia 3 stycznia 1971 roku.
          Halina Auderska przytacza także relacje innych świadków tego wydarzenia. m.in. Jacka Wołowskiego "Zygmunta", którego pęd powietrza obalił na podłogę, Aleksandra Maliszewskiego "Piotrowskiego", który znajdował się wówczas na dole.
          A oto fragment wspomnień Aleksandra Maliszewskiego cytowany za Haliną Auderską.
          "Siedzimy na dole w stołówce - pustawo i cicho. Nadszedł St. R. Dobrowolski; siada obok i zasypia. Mrugnęło światło, z góry szybko narasta trzask łamanych pięter, uderzenie - widzę jak ogromny kawał muru bardzo powoli zbliża się w naszą stronę, tak powoli, że mam czas na ściągnięcie "Eli" pod stół, pchnięcie Dobrowolskiego, schylenie głowy. Brzęk rozbijanych luster, gęsty mleczny pył wypełnia salę, nic nie widać, cisza, krzyk, cisza, krzyk, cisza - (...). Niosą rannych, sześcioro, dwie osoby zabite."
          Z chwilą gdy minęło pierwsze oszołomienie przyprowadzono jeńców niemieckich, aby od nich uzyskać informacje co do charakteru olbrzymiego pocisku. Niestety cięzko wystraszeni Niemcy nie umieli udzielić żadnych wyjaśnień.
          Por. "Steb", "Tygrys" - Stefan Berent - dowódca oddziału osłonowego drukarni dobrał specjalny klucz do wykręcania zapalnika. Samym wykręcaniem zapalnika zajęli się "Pillert" inż. Eugeniusz Dutkiewicz i "Szczepcio" - Szczepan Gorzkowski. Pocisk został rozbrojony.

    



          Moment pomiarów i rozbrajania pocisku zarejestrował na błonie fotograficznej por. "Brok" - Eugeniusz Lokajski. Epizod rozbrajania pocisku tak zapamiętał Stefan Berent (cytujemy za Haliną Auderską):
          "Kiedy "Pillert" zabrał się do wykręcania zapalnika rozległo się charakterystyczne syczenie. Wszyscy zamarli ze strachu i "Pillert" na chwilę przerwał wykręcanie, ale zaraz zaczął kręcić znowu. Przypuszczał, że pocisk syczy na skutek zasysania powietrza do jego wnętrza. Jeszcze chwila i trzymał zapalnik w ręku."
          Po usunięciu zapalnika czerep pocisku został opróżniony z materiału wybuchowego, który okazał się wielokrotnie silniejszy od trotylu. Podczas rozbrajania pocisku uległ silnemu zatruciu "Pillert".
          Dlaczego ten pocisk nie eksplodował?!!!
          Był on przeznaczony do zwalczania ciężkich stalowych i betonowych umocnień, a uderzył w kawiarnię. Ale też wśród wielu opowieści krążących po powstaniu na temat tego pocisku jedna głosiła, iż w jego wnętrzu znaleziono kartkę z tekstem zapisanym w języku czeskim z następującą informacją: "Ten pocisk nie wybuchnie".
          Wydobyty z pocisku materiał wybuchowy został przekazany do powstańczej wytwórni granatów przy ul. Boduena 2. W wytwórni tej przerobiły go na powstańcze sidolówki kobiety minerki "Bomby": "Iza" - Wanda z Maciejewskich Wagnerowa, "Hanka" - Irena Grabowska, "Ada" - Eliza Sznajderowa, "Alka" i "Baśka" - Barbara Wysiadecka. Powrócił ten pocisk do Niemców w powstańczych sidolówkach jak niestrawny grzybek.
          Po rozładowaniu pocisku w budynku PKO na ścianie lokalu zajmowanego przez dowództwo oddziału "Kolegium B" znalazła się następująca instrukcja, której treść opisuje Jerzy Filipowicz w swej książce "Miałem wtedy 14 lat" (PAX 1972):
          "Kaliber 600 mm, długość pocisku 2100 mm, waga około 1.500 kg. Zasięg ostrzału kilkadziesiąt kilometrów. Działo kolejowe zamontowane na specjalnej platformie. Częstotliwość strzałów około 4 na godz. Broń stromotorowa. Pocisk rzekomo można dostrzec w momencie zmiany kierunku toru lotu. Odpalanie pocisku za pomocą specjalnych poduszek prochowych."
          20 czerwca 1964 roku podczas przygotowywania wykopów pod budowę ściany wschodniej ul. Marszałkowskiej na terenie posesji przy ul. Moniuszki 8 odkryto czerep olbrzymiego pocisku - tego pocisku, który w dniu 18 sierpnia 1944 roku "wylądował" na kręgu tanecznym "Adrii". Wezwano Warszawską Grupę Rozminowywania. Saperzy pod dowództwem por. Michała Sawczyca wydobyli pocisk z wykopu. Dziś czerep tego pocisku znajduje się na dziedzińcu Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
          Wokół tego pocisku, który uderzył w "Adrię", wokół działa z którego został on wystrzelony narosło zarówno w opracowaniach dokumentalnych jak i we wspomnieniach wiele legend, które w świadomości wielu ludzi funkcjonują do dnia dzisiejszego. W szeregu albumów fotograficznych poświęconych Powstaniu Warszawskiemu prezentowana jest bomba lotnicza, która określana jest jako pocisk z najcięższego działa kolejowego. Podobnie jak fotografia "Brauna", na której pochwycony jest moment eksplozji ciężkiego pocisku w ścianie Prudentialu określana jest jako przedstawiająca wybuch pocisku działa kolejowego.

Działo kolejowe?!!! - mit Grubej Berty

          Halina Anderska w swym rzetelnym artykule jeśli chodzi o realia dotyczące okoliczności towarzyszących "wylądowaniu" pocisku w "Adrii" nazywa ten pocisk również pociskiem z działa kolejowego. Artykuł ten spotkał się z dużym odzewem ze strony czytelników. Odezwała się siostra Eugeniusza Lokajskiego, Zofia Domańska, a także jedna z "Bomb" minerka "Baśka" - Barbara Wysiadecka, która materiałem wybuchowym wydobytym z niewypału z "Adrii" napełniała powstańcze sidolówki. Duży, budzący szereg zastrzeżeń artykuł p.t. "Przyczynek do armaty" napisał ceniony przez nas jako żołnierz, publicysta i historyk płk. Janusz Przymanowski (Stolica Nr 4 z dnia 24 stycznia 1971 roku). Płk Przymanowski myli datę dotyczącą uderzenia pocisku w "Adrię". Podaje datę 7 sierpnia, tymczasem data 18 sierpnia nie budzi żadnych wątpliwości. Zostaje ona potwierdzona faktem, iż jak wynika z niemieckich dokumentów działo, z którego Niemcy oddali strzał do "Adrii" zostało przez nich użyte dopiero 18 sierpnia.
          Wychodząc z artykułu Haliny Anderskiej płk Przymanowski uznając pocisk z "Adrii" za pocisk z działa kolejowego przypomina tzw. "armatę przeciwparyską" z pierwszej wojny światowej, zwaną też "Grubą Bertą", z której Niemcy ostrzeliwali Paryż. Podaje jej charakterystykę i możliwości. Przy okazji przypomina ostrzeliwanie przez Niemców z ciężkiej artylerii Wielkiej Brytanii poprzez Kanał la Manche.
          Następnie płk Przymanowski opisuje ostrzał niemieckiej artylerii ciężkiej w nocy z 14 na 15 sierpnia na przyczółku warecko-magnuszewskim. Płk Przymanowski był wówczas zastępcą dowódcy dyonu 152 mm armato-haubic. Dywizjon pomiarowy ustalił pozycję niemieckiej armaty i jak pisze płk Przymanowski:
          "Dwie ciężkie brygady artyleryjskie: 1-sza i 5-ta opracowały dane do otwarcia ognia i rąbnęły trzema szybkimi salwami z 72 dział. Rankiem samoloty zwiadowcze sfotografowały rozbite tory, przewróconą platformę i zerwaną z łożyska lufę piekielnie długą."
          Dalej autor wspomina, iż w oparciu o znalezione nieopodal własnych stanowisk odłamki ciężkiego pocisku, które następnie składał aby odtworzyć profil czerepu, określił kaliber działa ostrzeliwującego wówczas przyczółek na 620 mm.
          W dalszym ciągu artykułu stwierdza:
          "Kolubryna pojawiła się w dwa miesiące później na szosach podwarszawskich - nie wiem czy to ta sama po remoncie, czy inna o tym samym kalibrze" - zastrzega się płk Przymanowski.
          Następnie autor w sposób anegdotyczny opisuje chyba ostateczne zniszczenie kolubryny.
          Działo kolejowe jak wspomnieliśmy funkcjonuje również w dokumentalnych opracowaniach dotyczących Powstania Warszawskiego. Płk Adam Borkiewicz w swej dokumentalnej książce p.t. "Powstanie Warszawskie 1944 - Zarys działań natury wojskowej (wyd. II - PAX 1964) przy okazji omawiania niemieckiego ataku na Sadybę w dniu 2 września pisze:
          "Wzięły w nim udział (ataku - przyp. nasz H.K. i M.P) także ciężkie czołgi, oraz moździerz najcięższy."
          Dalej zaś, opisując ostatnie chwile Sadyby, w oparciu o relacje Witolda Zenowicza, Kamili Aszkułajtis i nieznanych łączniczek, zawarte w Acta Ocupationis Germanica:
          "Część odciętych schroniła się do fortu, gdzie opór trwał do godziny 14.00. Pocisk z najcięższego moździerza kolejowego spod Neonówka przebił sklepienie starych kazamat fortu, mieszczących załogę i sanitariat. Poległ dowódca fortu kpt. "Jaszczur" i 21 żołnierzy, pogrzebany został w gruzach punkt sanitarny z sanitariuszkami i rannymi, których nie zdołano odtransportować do szpitala."
          Odnośnie ataku najcięższego moździerza kolejowego kalibru 610 mm ustawionego w pobliżu wsi Dąbrówka koło Pyr pisze również w swej dokumentalnej książce "Mokotów 1944" Lesław M. Bartelski. Zamieszcza on również zdjęcie ciężkiego moździerza 42 cm :Gamma Mörser" na podstawie stacjonarnej w momencie odpalania pocisku.
          O najcięższym moździerzu pisze również Piotr Stachiewicz w książce p.t. "Parasol" (PAX - Warszawa 1981). Opisując ODB sił niemieckich atakujących we wrześniu Czerniaków z rejonu Sejmu pisze on:
          "Wspólnie w tymi ugrupowaniami (chodzi o zgrupowanie niemieckie - przyp. nasz H.K i M.P.) działało lotnictwo szturmowe, baterie miotaczy min powietrznych, oraz najcięższego kalibru moździerz 600 mm na podwoziu kolejowym (podkreślenie nasze H.K i M.P.) ustawiony w rejonie Włoch."
          Z cytowanych tutaj relacji, określeń wynika cały szereg nieścisłości, błędów w określeniach, a szereg opisów nakłada się na siebie nawzajem.
          Należy stwierdzić co następuje:
          Niemcy nie używali przeciwko powstańcom działa kolejowego. Von dem Bach w swej relacji złożonej w lutym 1947 roku stwierdza, iż niemiecki moździerz kolejowy linii Radom-Warszawa nie był używany przeciwko powstańcom. Natomiast Hans von Krannhals w swej książce "Der Warschauer Aufstand 1944" (Frankfurt 1964) powołując się na relacje świadków (prawdopodobnie za płk Borkiewiczem) podważa informację von dem Bacha podając, że widziano strzelający moździerz w okolicy Leonówka koło Piaseczna.
          Nastąpiło tu pomieszanie nazw i topografii. Koło Piaseczna nie ma miejscowości o nazwie Neonówek. W relacji tej chodzi zapewne o miejscowość Neonówka, a nie Neonówek, położoną koło Piasecznicy, gdzie istotnie było zlokalizowane działo kolejowe strzelające na linię frontu za Wisłę. W kwestii zlokalizowania stanowiska moździerza w okolicy Pyr lub Włoch będzie jeszcze mowa poniżej.

A jednak moździerz samobieżny

          Ostatecznie można stwierdzić w oparciu o dokumenty i zachowane relikty w postaci czerepu pocisku, który uderzył w "Adrię", oraz dna od innego pocisku tego samego kalibru znalezionego po wojnie w ruinach Warszawy, iż owym najcięższym działem, z którego Niemcy podczas Powstania ostrzeliwali Warszawę był moździerz 600 mm "Karl-Gerät 040".

    

Moździerz 600 mm "Karl-Gerat 040" w akcji




Amunicja do ciężkiego moździerza


          Moździerz ten był produkowany w latach 1939-1941. Wyprodukowano tylko siedem sztuk tej broni. Była to broń stromotorowa o kącie podniesienia lufy 500 do 600. Lufa L 98,5 o długości 5068 mm była gwintowana. Długość odrzutu lufy wynosiła 920 mm, zaś długość odrzutu łoża 780 mm. Moździerz posiadał własną trakcję w postaci specjalnego podwozia gąsienicowego o długości 16 m, które tworzyło swoistą ramę. Gdy moździerz zajmował stanowisko ogniowe opuszczano go za pomocą specjalnego mechanizmu na ziemię, tak, że podstawa opierała się na twardym gruncie. Dopiero wówczas moździerz był gotów do otwarcia ognia. Ciężar samego moździerza wynosił 68.000 kg, zaś wraz z podwoziem 120.000 kg. Pociski o ciężarze 2.200 kg osiągały szybkość początkową 220 m na sekundę. W tej sytuacji pocisk w locie by doskonale widoczny w powietrzu. Moździerz był ładowany ze specjalnego dźwigu-podnośnika zamontowanego na podwoziu czołgu Pz. Kpfw. T. VI "Tiger". Podwozie było wykonane z żeliwa. Szybkość poruszania się przy pomocy trakcji samobieżnej wynosiła 5 km na godzinę. Ze względu na ciężar moździerz mógł się poruszać tylko po twardym gruncie pozbawionym przeszkód. Szybkostrzelność teoretyczna wynosiła 6 strzałów na godzinę, a zasięg maksymalny 6.800 m. Obsługę moździerza stanowił oddział liczący 110 żołnierzy pod dowództwem jednego oficera.
          Moździerz ten był wyrazem gigantomanii Hitlera, a równocześnie jego wojskowego dyletanctwa. Zatwierdzając produkcję tego giganta Hitler miał zapewne na Myślisława Fryderyka Wielkiego, który był dlań niedoścignionym ideałem. Mając na myśli najcięższą artylerię Fryderyk Wielki powiedział:
          "Do wygrania bitwy przyczynia się nie tylko liczba zabitych lecz i strach jaki broń ta wywołuje wśród żyjących."
          W drugiej wojnie światowej tego moździerza użyto po raz pierwszy podczas oblężenia Sewastopola, jednak bez większych rezultatów.
          Jak wspomniano "Karl" przeciwko Warszawie został po raz pierwszy użyty w dniu 18 sierpnia. Zapewne pocisk, który uderzył w "Adrię" był pierwszym, który został z niego wystrzelony przeciw Warszawie. Moździerz ten w aktach niemieckiej 9 Armii wymieniony jest po raz pierwszy w dokumencie pod datą 20 sierpnia. Stanowi on "638 baterię - Moździerz 61 cm." Wymieniony jest jako rezerwa w grupie korpuśnej von dem Bacha, przydzielana w miarę potrzeb na poszczególne odcinki frontu przeciwko powstańcom. Zastosowanie tego moździerza, przeznaczonego do niszczenia ciężkich umocnień, przeciwko Warszawie było wyrazem dyletanctwa. Jak wykazała praktyka, a także wnioski jakie z jego użycia wyciągnęli sami Niemcy, do walki w mieście w warunkach walk ulicznych, przy ograniczonych możliwościach ruchu nie nadawał się.
          Teoretyczna szybkostrzelność "Karla" wynosiła 6 strzałów na godzinę, ale ze względu na niewątpliwe trudności transportowe Niemcy zapewne dysponowali znikomą ilością pocisków. Należałoby przyjąć, iż wystrzelono tylko tyle pocisków ile mieścił wóz amunicyjny t.j. około 6 sztuk.
          Poza zniszczeniem kilku budynków i niewątpliwymi stratami w ludziach zastosowanie tego moździerza nie wywołało oczekiwanych przez Niemców rezultatów. Bowiem od pierwszego strzału z tego moździerza powstańcy walczyli jeszcze 45 dni.

Gdzie znajdowało się stanowisko ogniowe "Karla"

          Uwzględniając pierwsze miejsce upadku pocisku t.j. "Adrię", mając na uwadze zasięg "Karla" t.j. maksymalnie 6.800 m - w tym promieniu od "Adrii" należy szukać stanowiska tego moździerza.
          Włochy, co do których istnieją supozycje iż tam znajdowało się stanowisko ogniowe "Karla" są położone w zasięgu jego ognia, uwzględniając pierwszy pocisk, który wylądował w "Adrii". Promień 6.800 m obejmuje również Mokotów nie sięga jednak Sadyby.
          Uwzględniając podaną powyżej charakterystykę "Karla" należy wykluczyć, że strzelał on z podstawy kolejowej. Ze względu na jego dane techniczne było to niemożliwe. Ładowany był ze specjalnego dźwigu podnośnika i mogło to być tylko możliwe przy jego pozycji na ziemi, nie na torze. Zapewne świadkowie, którzy zlokalizowali jego pozycję we Włochach widzieli go na lorze. Przy własnej szybkości małej ruchliwości koniecznym było do transportowanie bo w pobliże stanowiska ogniowego transportem kolejowym.
          Odnośnie użycia "Karla" przeciwko Sadybie należy stwierdzić kategorycznie, iż Sadyba nie była ostrzeliwana z tego typu moździerza. Współautor niniejszego M.P. przeżył zdobywanie Sadyby i fortu. Przeżył również nalot sztukasów. Ponad wszelką wątpliwość trzeba stwierdzić, iż dowództwo fortu poległo od eksplozji bomb zrzucanych przez stukasy. Po zdobyciu Sadyby przez Niemców na terenie osiedla widocznych było szereg niewypałów bomb lotniczych przeznaczonych do niszczenia ciężkich umocnień leżało zarytych w piasku. Wśród niewypałów nie było niewypałów ciężkich pocisków odpowiadających pociskom "Karla". Niewypały te zostały usunięte dopiero w marcu 1945 roku.

Nie tylko "Karl"

          Prócz "Karla" przeciwko powstańcom Niemcy zastosowali drugi rodzaj ciężkiego moździerza kalibru 380 mm zbudowanego na podwoziu czołgu Pz. Kpów. T. VI "Tiger" wykonanym z żeliwa.


Moździerz 380 mm "Sturmtiger"


          W latach 1944-1945 wyprodukowano 12 do 18 sztuk tego wozu. Potoczna jego nazwa brzmiała "Sturmtiger". Donośność tego moździerza wynosiła 6.000 m, ciężar pocisku 345,3 kg, a jego szybkość początkowa 91 m na sekundę. Przy tej szybkości pocisk był widoczny w locie. Szybkostrzelność tego moździerza wynosiła 3 strzały na godzinę.
          W aktach niemieckiej 9 Armii w ODB Grupy Korpuśnej von dem Bacha z dnia 14 sierpnia 1944 roku znajdujemy informację, iż "w dojściu znajduje się jeden Tygrys z wyrzutnią 38 cm." W dokumencie z dnia 20 sierpnia w ODB Grupy Korpuśnej von dem Bacha wymieniona jest Kompania Moździerzy Szturmowych Nr 1000, w skład której wchodziły dwa wozy bojowe z działami 380 mm, 2 oficerów i 54 żołnierzy.
          W dniach kapitulacji Powstania według relacji sierż. podch. "Rudego" (Jerzy Sienkiewicz) stanowisko jednego z owych dwóch moździerzy znajdowało się na skrzyżowaniu ulicy Suchej i 6-go sierpnia nieopodal filtrów. Informacja ta ze wszech miar zasługuje na wiarygodność. Uwzględniając fakt, iż ulice miasta były poprzerywane barykadami, zasłane gruzem i podziurawione lejami, zmiana stanowiska ogniowego była bardzo problematyczna. To stanowisko, uwzględniają zasięg moździerza 6.000 m, umożliwiało Niemcom ostrzeliwanie wszystkich stanowisk powstańczych za wyjątkiem Grupy Kampinos. Należy przy tym podkreślić, iż rejon ulicy Suchej położony jest w niewielkiej odległości od Dworca Zachodniego, który musiał stanowić bazę wyładunkową niemieckiego sprzętu skierowanego przeciwko Warszawie.

Znów o działach kolejowych

          Mimo, iż Niemcy nie zastosowali przeciwko powstańcom dział kolejowych to jednakże "legenda" o dziale kolejowym lub ściślej mówiąc artylerii kolejowej kryje w sobie ziarno prawdy. Mianowicie, w dyspozycji Niemców w obrębie Warszawy znajdowały się dwa pociągi pancerne posiadające własną artylerię. Jednym z tych pociągów był ćwiczebny pociąg pancerny Nr 75.


Pociąg pancerny Nr 75


    

Fragmenty pociągu pancernego



          Uzbrojony był w 18 cekaemów i baterię haubic 105 mm. Jego załogę stanowiło 48 żołnierzy pod dowództwem jednego oficera. Wymieniony on jest w aktach 9 Armii w dokumencie z dnia 6 sierpnia w ODB Korpusu von dem Bacha w grupie Reinefartha w grupie uderzeniowej płk Willi Schmidta. Działał on w rejonie Dworca Gdańskiego. W w/w aktach pod datą 6 sierpnia zawarta jest notatka z rozmowy juzowej SS Brygadefuhrera Kamińskiego z Heinem Reinefarthem przeprowadzonej o godzinie 14.06. Treść tej notatki brzmi:
          "Kamiński do Reinefartha: Pociąg pancerny czyni zamieszanie i ostrzeliwuje mój regiment Frotowa." Pociąg pancerny Nr 75 ostrzeliwał Wolę, Powązki, Stawki, PWPW i Stare Miasto. W dokumencie z 14 sierpnia znajduje się uwaga, iż tego dnia został on przesunięty na stację Łowicz, jednakże w dokumencie z dnia 20 sierpnia znów wymieniony jest w ODB Grupy uderzeniowej Schmidta.
          Nadto w aktach 9 Armii pod datą 26 września odnotowany jest w grupie jednostek w obrębie "Kampfraum Warschau" Szkolny Pociąg Pancerny Nr 5. Zapewne artyleria tego pociągu ostrzeliwała pod Jaktorowem przebijającą się w dniu 29 wrzesnia grupę "Kampinos".

A jednak częściowo płk Przymanowski ma rację

          Jak wynika z akt 9 niemieckiej Armii z dnia 3 sierpnia na odcinku 17 Dywizji Piechoty w ODB tej dywizji odnotowana jest 8 bateria kolejowa dział 105 mm. Następnie kolejno wymieniają ją dokumenty z 6.08; 14.08, zaś 26.09 podporządkowana ona jest bezpośrednio VIII korpusowi.
          Z następnego ODB 9 Armii z dnia 14 sierpnia wynika, iż na odcinku "Harko 307" znajdował się oddział artylerii kolejowej Nr 679 z bateriami Nr 686 i 695.
          Jakimi działami kolejowymi dysponowali Niemcy?!!!           Według wyczerpującego katalogu artylerii Stefana Pataja ("Artyleria lądowa 1871-1970" - Warszawa MON 1975) w latach 1918-1939 Niemcy posiadali sześć typów dział kolejowych o kalibrach 149,1; 172; 203; 211; 238 i 283 mm, o maksymalnej donośności w granicach 22.500 do 45.000 m. Z produkcji 1939-1945 dysponowali trzema typami dział o kalibrach 283, 380 i 800 mm o maksymalnej donośności w granicach 46.000 m do 55.700 m.

    

Działo kolejowe Dora i amunicja do niego



          Należy tutaj podkreślić, iż działa artylerii kolejowej należą do artylerii płaskotorowej. Ze względu na duży zasięg nie nadawały się do ostrzeliwania miasta o dość zwartej zabudowie i wysokiej, gdzie przebiegała bardzo skomplikowana linia frontu nierzadko w obrębie jednej dzielnicy. W obrębie miasta gdzie toczyła się walka wręcz o obszary zajęte przez powstańców przeplatały się z obszarami znajdującymi się w rękach niemieckich, prowadzenie ostrzału z dalekosiężnych dział płaskotorowych było bezprzedmiotowe.
          Płk Przymanowski wspomina, iż składał z odłamków czerep wielkiego pocisku. Należy stwierdzić, iż w aktach 9 Armii Niemieckiej na odcinku 46 korpusu pancernego pod datą 26 września odnotowana jest Bateria Artylerii wyposażona w "Gerät 040 428". Zatem należy przyjąć, iż jest to moździerz z serii "Karl" i "Thor" kalibru 428 mm. Co do określenia "Gerät 040" może tu zachodzić omyłka w odnotowaniu. Gdyż "Gerät 040" oznacza moździerz kalibru 600 mm, może natomiast tu chodzić o 42 cm "Gamma Mörser" jak wskazywałaby końcówka symbolu w aktach 9 Armii. Moździerz ten posiadał zasięg 14.200 m, ciężar pocisku 1.020 kg przy szybkości początkowej 452 m na sek. Tego typu moździerz reprodukuje w swej książce Lesław M. Bartelski. Z uwagi, iż Pyry leżą na trasie Warszawa-Radom mógł być ten moździerz widziany podczas transportu w tym rejonie.
          Pozostaje zagadką jaki pocisk składał płk Przymanowski - czy pocisk od moździerza "42 Gamma Mörser" czy od armaty kolejowej Dora kal 800 mm. Warto nadmienić, iż na dziedzińcu Muzeum Wojska Polskiego eksponowany jest niewypał pocisku z tego działa. Znaleziono go na ziemiach polskich. Czy to działo ostrzeliwało pozycje na przyczółku warecko-magnuszewskim?
          Mimo wszystko wiele zagadek ostatniej wojny jest jeszcze do wyjaśnienia.



Hanna Kuczmierowska
Maciej Piekarski

          W Warszawie mimo upływu kilkudziesięciu lat ciągle napotyka się na "pamiątki" z Powstania Warszawskiego 1944.
          8 czerwca 2007 r. ok. godziny 10.30 przy ul. Bagno robotnicy odkopali na placu budowy ważący 1,5 tony niewybuch. Pocisk moździerzowy kalibru około 580 milimetrów znajdował się na głębokości około metra pod powierzchnią.


Niewybuch pocisku ciężkiego moździerza


          Z sześciu sąsiadujących z miejscem znaleziska budynków policjanci ewakuowali około 600 osób. Około godziny 14.00 wezwany na miejsce patrol saperski z należytą ostrożnością wydobył pocisk i wywiózł na poligon pod Warszawą gdzie został on zneutralizowany. Przez kilka godzin policja zabezpieczała ulice wokół placu Grzybowskiego.



opracował: Maciej Janaszek-Seydlitz


Copyright © 2007 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.