Powstańcze relacje świadków

Powstańcze wspomnienia Henryka Stanisława Łagodzkiego

Łączniczka





Henryk Stanisław Łagodzki,
ur. 15.07.1927 w Warszawie
żołnierz Armii Krajowej
ps. "Hrabia", "Orzeł"
zgrupowanie "Chrobry II", 1 batalion, 2 kompania, 1 pluton
Stalag IV b, nr jen. 305785





         1-go października 1944 r. miałem dzień wolny od służby na posterunku Pańska 105. Trzypiętrowy budynek Pańska 104 był naszym punktem odpoczynku. Tu mieściły się pokoje, gdzie chłopcy i dziewczęta mogli się napić gorącej herbaty lub kawy i spokojnie porozmawiać, wypocząć. Było tu przejście, wykopany rów łącznikowy, do placówki Prosta róg Wroniej oraz do Łuckiej 15 gdzie przebywał dowódca kompanii ppr. "Kos". 1 października było na naszym terenie zawieszenie broni. Dookoła panował spokój. Ludzie powychodzili z piwnic i mieszkań by wyprostować kości i zaczerpnąć świeżego powietrza. Można było chodzić swobodnie i przekraczać jezdnię. Wyszliśmy z "Monetą" z kwatery by zobaczyć co się dzieje po stronie przeciwnika. Część kolegów wyszła na spotkanie na ul. Wronią.
         Spotkali się tam z Niemcami, którzy także wyszli ze swoich posterunków by zobaczyć nas, powstańców. Koledzy idąc na spotkanie pożyczyli pistolety i granaty aby pokazać jak jesteśmy dobrze uzbrojeni. Ja dzień wcześniej też miałem okazję uczestniczyć w spotkaniu z przeciwnikiem. Spotkaliśmy się na środku jezdni ul. Wroniej przy Pańskiej. Jedni i drudzy oglądali siebie z zaciekawieniem. Niemcy byli bardzo ciekawi jak wyglądają powstańcy, obchodzili nas wkoło, przyglądali się naszemu uzbrojeniu i wyglądowi. Widać było w ich twarzach podziw i szacunek co głośno wyrażali.
         Teraz koledzy wyszli na spotkanie podczas zawieszenia broni. Ja miałem czas wolny i mogłem spokojnie i bezpiecznie obserwować co się dziej po stronie niemieckiej. SS-owcy nie dotrzymali umowy. Padł pojedynczy strzał, prawdopodobnie w moim kierunku. Zginęła niestety młoda dziewczyna, która niosła kubeł wody z ul. Prostej. Zatrzymała się na chwilę by odpocząć i spytać mnie jaka jest sytuacja po stronie wroga. Kula trafiła ją prosto w czoło. Zginęła na miejscu.
         A było to tak. Podczas zawieszenia broni na naszym odcinku (po raz trzeci) czuliśmy się swobodnie, zarówno my jak i Niemcy. Panował spokój i cisza aż dzwoniło w uszach. Chodziliśmy z "Monetą" po jezdni , Pańską, a później poszliśmy na Prostą. Był tu wykopany rów łącznikowy ale podczas zawieszenia broni chodziliśmy po nasypie. Moneta zdążył przejść na drugą stronę ul. Prostej, ja zaś zatrzymałem się na chwilę. Stałem w rozkroku i obserwowałem grupę SS-manów rozmawiających głośno na rogu Wroniej i Prostej.
         Gdy tak stałem nieruchomo przez pewien czas, przez wykop przechodziła od strony ul. Łuckiej dziewczyna, może 16-letnia. Niosła kubeł pełen wody. Za nią szła druga, starsza siostra, która w połowie drogi zatrzymała się by odpocząć. Ta młodsza zatrzymała się przy mnie gdy stałem na nasypie. Spytała co się dzieje po stronie nieprzyjaciela, bo niedługo będzie musiał iść meldunkiem do fabryki Bormana. To było jej ostatnie pytanie. Nie zdążyłem na nie odpowiedzieć. Usłyszałem pojedynczy strzał i gdy się odwróciłem zobaczyłem, że leci jej z czoła krew a ona powoli pada na ziemię w wykopie. Kubeł się przewrócił, wylała się z niego woda. Do dziś zadaję sobie pytanie dla kogo była przeznaczona ta kula, na pewno dla mnie. Zamiast mnie zginęła młoda, piękna dziewczyna - łączniczka. Kula przeleciała miedzy moimi szeroko rozstawionymi nogami i trafiła ją w czoło, które tylko trochę wystawało z wykopu. Szybko zeskoczyłem z nasypu, zawołałem Monetę, który szybko zawrócił. Przenieśliśmy dziewczynę z wykopu na podwórze. Za nami biegła zrozpaczona siostra porzucając swój kubeł. Za chwilę przybiegła sanitariuszka z pomocą. Było jednak za późno, dziewczyna zginęła na miejscu. Zrozpaczona siostra rwała sobie włosy z głowy. Za chwilę przybiegła matka zabitej i obie kobiety rozpaczały nad starta dziewczyny. Patrzyliśmy na to z "Monetą". Byliśmy głęboko poruszeni tak niepotrzebną śmiercią. Szczególnie ja czułem się współwinny. Gdybym nie stał na wykopie dziewczyna pewnie by się nie zatrzymała. To ja sprowokowałem jakiegoś Ukraińca lub SS-mana by strzelił w moim kierunku. Przecież to ja miałem być tą osobą, która miała zginąć a stało się inaczej. Był to chyba jedyny incydent podczas kilkakrotnego zawieszenia broni na naszym odcinku Wronia, Pańska, Prosta, Łucka.
         Po pewnym czasie przyszli sanitariusze i zabrali ciało zabitej łączniczki a my z "Monetą" długo nie mogliśmy przyjść do siebie. Szczególnie ja, bo czułem się winny jej śmierci.
         O godz. 12.00 przerwano zawieszenie broni i zajęliśmy posterunki. Jednak w tym miejscu gdzie zginęła łączniczka zszedłem do wykopu i długo obserwowałem przez lornetkę pozycję niemiecką skąd padł śmiertelny strzał. Stwierdziłem, że strzał padł prawdopodobnie ze spalonego budynku Prosta róg Wroniej gdzie ulokował się morderca.
         Koledzy tak jak i ja pilnie obserwowali gruzy i na drugi dzień "Żyrafa" będąc na posterunku dostrzegł ruch przy spalonym oknie, zauważył esesmana, który ustawiał sobie karabin i pilnie obserwował przedpole. Niemiec musiał być pewny siebie, gdyż dość swobodnie się poruszał. Mógł być widoczny tylko od jednej strony, właśnie od strony "Żyrafy". Ten obserwował go i czekał na odpowiedni moment. Niemiec wychylił się więcej ustawiając karabin z lunetą. Odległość wynosiła około 150 m. Padł tylko jeden celny strzał z kb Żyrafy. Nie miał on wprawdzie karabinu z lunetą ale strzelił bardzo precyzyjnie , tak że Niemiec, który chciał jeszcze kogoś upolować sam zginął trafiony prawdopodobnie w czoło jak zabita dziewczyna. Zginął na miejscu, sprawiedliwości stało się zadość. "Żyrafa" stał się bohaterem, pomścił śmierć koleżanki.
         Zawieszeni broni dobiegło końca, trzeba było wracać do pełnienia obowiązków służbowych. Nie było czasu na sentymenty. Ginęło coraz więcej powstańców i ludności cywilnej, wszędzie czyhała śmierć. Były dni, że ludność cywilna wychodziła z miasta, głód i zniszczenia potęgowały strach o najbliższych. Brakował o żywności, wody, światła a powstańcom amunicji. Ludność cywilna, taka wspaniała i spontaniczna w pierwszych dniach powstania zmieniła się. W oczach kobiet widać było rozpacz. Tak oczekiwana pomoc ze wschodu nie nadchodziła. Tylko od czasu do czasu na niebie ukazywały się nisko lecące sowieckie samoloty tzw kukuryźniki, które czasami zrzucały żywność (suchary) i amunicję bez spadochronów. Proszę sobie wyobrazić jak ta amunicja wyglądał po zetknięciu się z ziemią. Zresztą nawet jeśli pozostało trochę dobrej to i tak nie pasowała do naszych karabinów. Coraz szybciej upływały dni. Zbliżała się kapitulacja. Kilka dni później znalazłem się w obozie jenieckim Lamsdorf a następnie Mühlberg i Brockwitz.

Henryk Stanisław Łagodzki


      Henryk Stanisław Łagodzki,
ur. 15.07.1927 w Warszawie
żołnierz Armii Krajowej
ps. "Hrabia", "Orzeł"
zgrupowanie "Chrobry II", 1 batalion, 2 kompania, 1 pluton
Stalag IV b, nr jen. 305785





Copyright © 2005 Maciej Janaszek-Seydlitz. Wszelkie prawa zastrzeżone.