Powstańcze relacje świadków

Powstańcze wspomnienia Henryka Stanisława Łagodzkiego

Kapitulacja





Henryk Stanisław Łagodzki,
ur. 15.07.1927 w Warszawie
żołnierz Armii Krajowej
ps. "Hrabia", "Orzeł"
zgrupowanie "Chrobry II", 1 batalion, 2 kompania, 1 pluton
Stalag IV b, nr jen. 305785





         Nie możemy jeszcze w to uwierzyć, a jednak to prawda, KAPITULACjA.
         Do ostatniej chwili odpieraliśmy ciągłe ataki nieprzyjaciela na nasze pozycje obronne przy ul. Pańskiej 10. Niemcy przeprowadzali codzienne ataki mimo zawieszenia broni, które trwało już kilka dni w godzinach 8-21. Byliśmy wyczerpani brakiem zmian i regularnych, choć skromnych posiłków. Nawet w fazie końcowej nieprzyjaciel nie dawał na spokoju na tym odcinku, gdyż trasa ulicy Towarowej stanowiła część drogi dojazdowej do Śródmieścia oraz utrudniała, a wręcz uniemożliwiała komunikację między dzielnicami Warszawy np. Wola, Ochota, Żoliborz, Mokotów itd.
         5 października o godz. 7.30 opuszczamy placówkę, której broniliśmy przez 63 dni. Nie możemy uwierzyć, że musimy opuścić tak skutecznie bronione wysunięte placówki i że Ukraińcy bez jednego strzału zajmą teren, którego tak broniliśmy. Rozkaz trzeba wypełnić. Wychodzimy zwartym szykiem na miejsce zgrupowania II Batalionu Zgrupowania "Chrobry II" wchodzącego w skład 15 pp AK - przy ul. Żelaznej 36. Wszystkie oddziały w szyku, z bronią ustawiały się czwórkami, na czele dowództwo. Przed wymarszem do niewoli odbyło się nabożeństwo, w którym uczestniczyło wojsko i licznie zgromadzona ludność cywilna.
         Przed mszą pożegnałem się z Rodzicami, z którymi mieszkałem przy ul. Łuckiej 14, gnieżdżącymi się aktualnie w piwnicach tego domu (od 1940 r. w naszym mieszkaniu na IV piętrze pod nr 7 był lokal konspiracyjny). Przy okazji uzupełniłem swój bagaż w przedmioty codziennego użytku. Rodzice byli zrozpaczeni moją decyzją, ale nie mogłem w takiej chwili rozstać się z towarzyszami broni, związanymi krwią na śmierć i życie. To była prawdziwa solidarność.
         Z żalem żegnamy tak drogie nam mury, nasze reduty obronne. Żegnamy się z Żydami, którzy byli w naszym plutonie a którzy postanowili pozostać w mieście i zgromadzili w tym celu duże zapasy żywności. Kilku innych powstańców Żydów postanowiło iść z nami do niewoli. Pod zmienionymi nazwiskami przeżyli obóz jeniecki, nikt ich nie wydał, wszyscy wrócili po wojnie.
         Pułk formuje się w miejscu zgrupowania oddziałów po raz pierwszy. Wymarsz następuje w godzinach przedpołudniowych około godziny 10-tej. Trasa biegnie ul. Żelazną, Chłodną, pl. Kercelego, Przyokopową do Ożarowa Mazowieckiego.
         Z naszej piątki rozpoczynającej walkę 1 sierpnia pozostało tylko dwóch. "Rondel" Mieczysław Chonorowicz wyszedł wcześniej z ludnością cywilną. Opiekował się małym synkiem siostry, która zginęła na Pawiaku. To samo uczynił "Sylwek" Sylwester Jagodziński wychodząc z rodzicami. Reszka został ciężko ranny w brzuch i został ewakuowany ze szpitalem.
         Pozostaliśmy tylko z "Monetą". Ze zwieszonymi głowami ruszamy do niewoli niemieckiej żegnani przez pozostającą ludność cywilną. Po obu stronach ul. Żelaznej aż do Grzybowskiej żegnają nas rodzice, powychodzili z piwnic pożegnać najbliższych.
         Przy wylocie ul. Łuckiej jeszcze raz widziałem swoich Rodziców, pomachałem reką w ich kierunku ale mnie nie zauważyli. Od ul. Grzybowskiej po obu stronach Żelaznej i Chłodnej stoją żołnierze niemieccy z bronią gotową do strzału. Ulica jest uprzątnięta z gruzów ale wszędzie widać sterty gruzów i spalone domy.
         Skręcamy w Chłodną, mijamy kilkupiętrowy budynek gestapo. Nadchodzą wspomnienia .. stoi jeszcze bunkier przy bramie od ul. Żelaznej 75, widać oczodoły pustych zniszczonych okien. Tu, w lipcu 1943 r., zostałem aresztowany i więziony na pierwszym piętrze warz z Ryszardem Kowalskim, który później zginął w obozie koncentracyjnym. Tu w pierwszych dniach powstania widziałem esesmanów wziętych do niewoli i pracujących przy wzmacnianiu barykad i oczyszczaniu chodników. Tu na Chmielnej przy Żelaznej został śmiertelnie raniony mój przyszły nieznany jeszcze wtedy teść. Moja przyszła żona Irena od pierwszego dnia powstania brała czynny udział w walkach, była łączniczką w zgrupowaniu "Chrobry II". 7 sierpnia 1944 pełniąc obowiązki służbowe wpadła w ręce Ukraińców i SS na ul. Chłodnej. Z domu , w którym mieszkała wypędzono mieszkańców i ustawiono silnych i zdrowych przed czołgiem. Kto nie miał siły iść został rozstrzelany na miejscu. W grupie zakładników znalazła się Irena z ojcem. Była to żywa osłona czołgu atakującego barykadę. Powstańcy czołg unieruchomili. W tym czasie został jednak śmiertelnie ranny ojciec Ireny. Córka widząc padającego Ojca chwyciła go i z pomocą ludzi przeniosła do bramy gdzie za chwilę zmarł. Potem została brutalnie wpędzona z innymi do kościoła św. Wojciecha, który miał być wysadzony z ludźmi w powietrzem
         Po 63 dniach walki kolumna w szyku marszowym maszeruje od ul. Chłodnej wśród rozstawionej eskorty wojska niemieckiego, która patrzy na nas z nienawiścią. Widzimy przez oczodoły wypalonych domów tlące się ogniska na podwórzach, w których dopalają się szczątki ludzkie. To Ukraińcy wymordowali ludność cywilną i teraz chcąc zabić fetor rozkładających się ciał ułożyli je na stos, podleli benzyną i podpalili. To samo widzimy idąc dalej ul. Wolską.
         Skręcamy w stronę pl. Kercelego, na środku którego stoją ustawione stoły oraz kosze na broń krótką. Broń rzucamy na stos, karabiny bez zamków, połamane iglice. Sprawnej broni prawie nikt nie oddał. Jakże inaczej wyglądał ten plac w 2-gim dniu Powstania. Jeszcze widzę zdobyczny powstańczy czołg a na nim uśmiechniętych chłopców z "Parasola".
         Teraz otacza nas eskorta żołnierzy niemieckich, która poza granicami m. st. Warszawy nie dopuszcza do nas ludności cywilnej, która widząc długą kolumnę maszerujących Powstańców Warszawy pragnie podać warzywa, owoce, wodę. Ale Powstańcy to twardzi chłopcy i dziewczęta - podejmują śpiew piosenek partyzanckich i powstańczych czym zaskakujemy eskortę. Nie pomagają krzyki i bicie kolbami najbliżej idących powstańców.
         W czasie składania broni na pl. Kercelego zauważyłem, że prawie wszystkie karabiny jak i pistolety były uszkodzone, była to cicha zmowa żołnierzy i oficerów., wszyscy dotrzymali umowy. Zadana broń nie nadawała się do użytku. Po zdaniu broni, będąc już na wysokości ul. Wolskiej róg Przyokopowej zauważyłem swego kochanego starszego brata, który szedł złożyć broń. Był on ciężko ranny w prawą rękę na Powiślu, gdzie walczył przy zdobyciu elektrowni.
         Kazimierz Łagodzki "Salamandra" do Powstania mieszkał na ul. Browarnej wraz z żoną i dzieckiem. W drugiej połowie września 1944 po wyjściu ze szpitala z ręką na temblaku, przedostaje się do Śródmieścia, by tu kontynuować walkę z okupantem. Mimo, że ma nie zagojoną rękę, posiadając własną broń zgłasza się do dowództwa zgrupowania AK "Chrobry II" na ul. Miedzianą 18, gdzie zostaje przyjęty i pracuje w dowództwie u Lecha Żelaznego. Zakwaterowanie otrzymał na ul. Siennej 88 na parterze u p. Sobiechów, tam też spotkałem się z bratem. Po zdaniu broni ucieka poza granicą Warszawy z kolumny idącej do niewoli i odnajduje żonę i syna. Zamieszkali u chłopa w Skierniewicach. Niedługo cieszył się rodziną. Znalazł się ktoś usłużny wobec okupanta i doniósł gestapo, że ukrywa się Powstaniec Warszawski. Został rozstrzelany i pochowany w nieznanym miejscu. Ostatni raz widzieliśmy się gdy wychodziłem po zdaniu broni. Wymieniliśmy wtedy ostatnie nasze pozdrowienie. Nie było możliwości rozmowy - gwar był zbyt wielki.
         Mijamy ulice Młynarską. Leża tu zniszczone tramwaje, które były użyte do budowy barykady. Po obu stronach ul. Wolskiej stoją wypalone mury kamienic, strasząc wypalonymi oczodołami okien. W powietrzu unosi się zapach spalonych ciał. Tu na Woli widać ogrom zniszczeń, jakże innych niż w Śródmieściu. Nie widać śladów wyburzeń przez krowy i samoloty, widać za to barbarzyństwo niemieckiego okupanta i jego pomocniczych oddziałów Kamińskiego w znęcaniu się nad umęczonym miastem i jego mieszkańcami.
         Jesteśmy zmęczeni i przygnębieni. Powoli wychodzimy z miasta, jesteśmy w długiej kolumnie jeńców, nie widać ani początku ani końca. Co pewien czas zatrzymujemy się na chwilowy lub przymusowy odpoczynek - to ranni, którzy nie chcieli wyjść ze szpitalem nie wytrzymują trudów wędrówki. Po raz pierwszy od dwóch miesięcy widzimy pola i łąki, mijamy pierwsze zabudowania. W nasza stronę biegną wiejskie kobiety z oczyma pełnymi łez, niosą żywność, świeże mleko i zimną wodę. Wszystkie te skarby rozdają nam w marszu. Zaspakajamy głód, nie wszyscy dziś jedli śniadanie. Żołnierze Wehrmachtu nie pozwalają podawać ale nikt na to nie zważa, zewsząd słychać krzyki. Niektórzy zatrzymują się na chwilę - kolumna nie może czekać i w ten sposób zostają wśród wiejskiej ludności.
         Z daleka., po lewej stronie widać mury fabryki kabli - to Ożarów, cel naszej dzisiejszej wędrówki. Wpędzają nas do pustych, brudnych hal fabrycznych. Jak kto stał, pada zmęczony na brudny, zimny beton. Tu spędzamy noc.
         16 kilometrowy marsz do obozu zorganizowanego w Wytwórni Kabli "Kabel" w Ożarowie Mazowieckim dał się nam poważnie we znaki. Przez 65 dni nie mieliśmy możliwości pokonywania tak dużych odległości. Nocleg na słomie w kablach na betonowej posadzce odczuliśmy nie mniej niż sam marsz, jednak kości nam się trochę wyprostowały. Tak długiego wypoczynku nie mieliśmy od przeszło dwóch miesięcy. Sen bez posiłku. obiadu nam nie dano, nawet żadnej racji żywnościowej, był płytki. 6 października budzimy się głodni, brudni, czerwoni od minii, która wszędzie była rozsypana. Wychodzimy na zewnątrz w poszukiwaniu gorącej strawy, której brak odczuwamy już od dawna. Tak zaczyna się nasza jeniecka epopea.

Henryk Stanisław Łagodzki


      Henryk Stanisław Łagodzki,
ur. 15.07.1927 w Warszawie
żołnierz Armii Krajowej
ps. "Hrabia", "Orzeł"
zgrupowanie "Chrobry II", 1 batalion, 2 kompania, 1 pluton
Stalag IV b, nr jen. 305785





Copyright © 2005 Maciej Janaszek-Seydlitz. Wszelkie prawa zastrzeżone.