Powstańcze relacje świadków

Grenadierpanzerwagen - pierwsza cenna zdobycz




         Sobota 5 sierpnia, Plac Zamkowy. Nasi żołnierze po otrząśnięciu się z niepowodzeń pierwszego dnia walk oraz po umocnieniu własnych pozycji, nie niepokojeni specjalnie przez nieprzyjaciela poszukiwali kontaktu z wrogiem.
         Takim interesującym punktem, będącym w zasięgu naszych placówek, był oczywiście Plac Zamkowy, gdzie mimo ograniczeń czuliśmy się jak gospodarze terenu, co w szczególny sposób dokumentowała zawieszona pierwszego dnia Powstania na Zamku Królewskim biało czerwona flaga.
         W miarę posiadania wolnego czasu, grupki myśliwych wychodziły na Plac Zamkowy, aby zapolować na samochody niemieckie usiłujące prześlizgnąć się z Krakowskiego Przedmieścia Nowym Zjazdem do Mostu Kierbedzia. Tego dnia około 16.00 "Młodzik" razem z "Tadeuszem" usadowili się za cokołem kolumny Zygmunta, (było to jeszcze możliwe do 8 sierpnia, kiedy Niemcy usadowili karabin maszynowy na wieży Kościoła św. Anny). Nie byli zresztą jedynymi czekającymi na okazję. Nagle w perspektywie Krakowskiego Przedmieścia ukazała się pancerka w towarzystwie 3 Tygrysów, które rozpoczęły ostrzeliwanie Placu Zamkowego.
         "Tadeusz" daje znak o pojawieniu się szkopów do obsługi cekaemu 102 kompanii na Piwnej. Kiedy pancerka dojechała na wysokość kamienicy Johna (gdzie obecnie są schody ruchome), grupka przyczajona pod tym domem obrzuciła pancerkę butelkami zapalającymi. Byli to stacjonujący na Podwalu gwardziści od porucznika "Skóry" i szczególnie aktywna dziewczyna około 16-17 lat, która pierwszą butelką trafia w maskę pojazdu zapalając go. Druga butelka rzucona przez następnego z atakujących trafiła w kierowcę, który wyskoczył on z pancerki usiłując ugasić płonący mundur.
         Nie kierowany pojazd zamiast skręcić w Nowy Zjazd sunie w kierunku bramy Zamkowej, uderza kołami w krawężnik i zatrzymuje się. "Tadeusz" zostawia "Młodzikowi" swój karabin i biegnie w kierunku płonącej pancerki, zdejmując po drodze wczoraj wyfasowaną panterkę, którą zaczął dusić ogień. Na pomoc pośpieszyli mu koledzy z barykady na Świętojańskiej i wspólnie zaczęli gasić ogień piaskiem przyniesionym w czapkach lub hełmach.
         Niemcy korzystając z ogólnie powstałego zamieszania uciekli w kierunku Pałacu pod Blachą. Trzy asystujące w wyprawie czołgi, pośpiesznie rozpoczęły odwrót. Jeden z nich trafiony butelką uciekając Nowym Zjazdem eksplodował, pozostałe dwa wycofały się.
         W grupie gaszących płonącą pancerkę żołnierze z barykady na Świętojańskiej był "Zbyszek", który za okupacji pracował w niemieckim kraftparku (warsztacie naprawczym). Po ugaszeniu ognia uruchomił pojazd. Ocalała pancerka została przeprowadzona na ulicę Kanonie. Tam pojazd został szczegółowo przeszukany przez kaprala "Rawicza", który z jego wnętrza wydobył 2 panzerfausty i pudełko spłonek do nich, 50 sztuk min talerzowych 3 i 2 kg, około 100 kg ładunków trotylowych oraz 250 m lontu, i dużą ilość amunicji do mp.
         Dzisiaj trudno powiedzieć co wtedy miało większą wartość: materiały bojowe i amunicja czy sam pojazd który, który w naszych warunkach był nie do wykorzystania w wąskich, zabarykadowanych uliczkach. Zdobyta pancerka została ustawiona w dzwonnicy przy katedrze, gdzie stanowiła barykadę do ostatnich dni walk o katedrę.

         W pojeździe znaleziono jeszcze dokumenty chyba kierowcy, który w pośpiechu nie zdążył ich zabrać ze sobą. Był nim Alfred Puschman, syn kupca ze Stuttgartu.
         Jeśli już mowa o wartościach, to zdobycie tej pancerki, spalenie jednego Tygrysa i ucieczka dwóch pozostałych czołgów wzmocniło psychologicznie walczących. Odnieśliśmy zwycięstwo mimo miażdżącej przewagi wroga, przy minimalnych stratach, gdyż zginęła tylko nieznana z nazwiska łączniczka "Basia", która potknęła się niosąc butelki samozapalające i żywcem spłonęła.
         Dla wyczerpania tematu dotyczącego tego epizodu z pierwszych dni walk pozostał jeden ważny szczegół - ustalić, kiedy dokładnie to było. Toczyły się o to spory zarówno wśród uczestników tej walki jak i wśród autorów książek o Powstaniu. Stanisław Podlewski np. w swojej książce "Przemarsz przez piekło", wydanej bezpośrednio po zakończeniu wojny pisał raz, że to było 5, drugi raz, że 8 sierpnia. Ostatecznie udało się ustalić, że było to 5 sierpnia 1944 r.




      na podstawie relacji uczestników opracował: Andrzej Rumianek
ur. 27.04.1928 w Warszawie
żołnierz Armii Krajowej
ps. "Tygrys"
zgrupowanie "Róg", bat. "Bończa", 102 kompania



Copyright © 2006 Maciej Janaszek-Seydlitz. Wszelkie prawa zastrzeżone.