Powstańcze relacje świadków

Moja wojna 1939-1945



Janusz Wałkuski
ur. 3.01 1934 w Ciechanowie


Tęcza

         Burza, tak jak się zaczęła, skończyła się nagle - wyjrzało słońce. Ostatnie krople deszczu, które upadły na ziemię, uderzając w kałuże wody, tworzyły pryskające bąbelki.
         Dzieciaki wybiegły na ulicę, tupiąc w kałużach i w rwącym potoku, płynącym rynsztokiem do kratki ściekowej. Maluchy krzyczały: "Deszczyk majowy pada dzieciom na głowy!" Podwórkowe starszaki - do których i ja się zaliczałem - również nie odmawiały sobie przyjemności wzajemnego pochlapywania się wodą.
         Nagle Kazik przystanął, wyciągając rękę w niebo.
         - O rany! Patrzcie jaka tęcza!
         - Pocałuj w dupę Niemca! - krzyknął Zbyszek, podcinając na niego strumień wody.
         Takiej zniewagi Kazik nie mógł puścić mimo uszu, podszedł do niego i walnął go w nos! Z nosa poszła krew i Zbyszek z wrzaskiem poleciał do domu.


Dom na Młynarskiej 34. W rynsztoku chlapaliśmy się w burzowej wodzie.
Tu Zbyszek dostał w nos. Kazik mieszkał na drugim piętrze.


         Wkrótce wyszedł, jeszcze płaczący, z ojcem, i pokazując na Kazika, wyszlochał:
         - To on mnie uderzył!
         Wydawało się, ze tata Zbyszkowy przyłoży Kazikowi, ale przez okno wyglądał już ojciec Kazikowy.
         - Jak go dotkniesz, to ja ciebie walnę! - krzyknął z góry, i tak rozpoczęła się wymiana poglądów na temat wychowania dzieci.
         Miejsce w oknie zajęła Kaźkowa mama, wyrażając również swoje poglądy na sprawę. Ojciec wyszedł na ulicę i zaczęło się wspólne dochodzenie prawdy.
         - A bo on powiedział, żebym pocałował w dupę Niemca! - usprawiedliwiał się Kazik.

         To był ważki argument!

         - A, bo on powiedział "tęcza..." - bronił się nieudolnie Zbyszek.

         - Ty, poeto zasrany, mówisz do kolegi, żeby Niemca w dupę pocałował?! To ja cię zaraz pachem pocałuję - i ojciec Zbyszka chwycił za sprzączkę paska od spodni.

         - Zostaw go Władek, dostał w nos i wystarczy - starał się udobruchać Zbyszkowego tatę, Kazikowy - Zmyjmy tę obrazę piwem! - dodał ze śmiechem, i poszli na róg Młynarskiej i Górczewskiej do knajpki Weitknechta - "Niemca", jak wszyscy mówili...

         Weitknecht - Niemiec, którego rodzina od trzech pokoleń osiadła w Polsce. Zmuszony szantażem przez władze niemieckie do podpisania volkslisty. Dziadek powiedział mi po wojnie, że Weitknecht (byli bliskimi przyjaciółmi) działał dla polskiego podziemia, a jego knajpa stała się miejscem wykupu Polaków z "Gęsiówki", "Pawiaka" i z aresztu na Skaryszewskiej. Również "Karolcio", przedwojenny major wojska polskiego, (siostra jego była nasza sąsiadką) kupował tam broń od podpitych Niemców, która była przechowywana w składzie żelastwa na rogu Leszna i Młynarskiej. Weitknecht zaopatrywał również przerzutki żywności do getta, przez teren cmentarza ewangelickiego na Młynarskiej.
         Po zakończeniu wojny, internowany wraz z córką, zwolniony za poręczeniem, mimo zdecydowanej woli pozostania w Polsce, deportowany do Niemiec.


Janusz Wałkuski

      Janusz Wałkuski
współcześnie

opracował: Maciej Janaszek-Seydlitz






Copyright © 2010 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.