Powstańcze relacje świadków

Moja wojna 1939-1945



Janusz Wałkuski
ur. 3.01 1934 w Ciechanowie


To nie byli ludzie...

         To nie byli ludzie... - kończył opowiadanie Tomek. - To nie byli ludzie... - powtórzył.
         Znałem tę historię. Ze wszystkimi szczegółami. Wiedziałem, co mówił i wiedziałem jak ją zakończy, mimo, że nie słuchałem go zbyt uważnie. Stare Miasto wyzwala we mnie własne wspomnienia - upiorne!

         Mnie - tak jak i Tomka - dręczy zaraza wspomnień. Moja zaraza, to wybuch czołgu na Kilińskiego: porozrywani ludzie, ciała zeskrobywane łopatą, krwawa masa wymieszana z gruzem...
         Ja też mu to opowiadałem. Też wielokrotnie... wspomnienia szarpiące umysł...
         Teraz patrzałem na nowe domy Starego Miasta, na powstały z gruzów Rynek, na spacerujących ludzi, na rozbieganą młodzież, na kilka wróbli zadziornie walczących o kupkę pozostawioną przez dorożkarską szkapę...
         - "To nie byli ludzie..." dźwięczało mi w uszach.

         Tomek mieszkał na Działdowskiej w wyróżniającym się nowoczesną architektura domu. Ojciec przed wojną pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Mama uczyła łaciny (i jeszcze chyba niemieckiego) w Gimnazjum na Młynarskiej. Domem zarządzała energiczna panna Zuzia (do połowy 1942 r.), a Helenka, młodsza siostrzyczka (o trzy lata) - śliczna blondyneczka - starała się jej w tym przeszkadzać.
         Podczas okupacji żyło im się coraz gorzej - tata Tomka nie potrafił znaleźć się w zaistniałej rzeczywistości. Bywając często w ich domu widziałem jak ubywały wartościowe przedmioty, rezygnowali również z niektórych mebli. Służbówkę po nieodżałowanej Zuzi wynajęli panu pracującemu "na tramwajach". (Sterta książek w jego pokoju wskazywała, że był to tramwajarz z konieczności).

         Ostatniego okupacyjnego lata, nim pojechałem do Nowego Dworu na wakacyjny pobyt, chodziliśmy z Tomkiem na "glinki", na Koło, kąpać się w przeraźliwie zimnej wodzie. Wygrzewaliśmy się potem na piaszczystych wydmach, które rozciągały się od pętli tramwajowej aż do Ulrychowa. Graliśmy z chłopakami w piłkę, chętnie też całą paczką jeździliśmy do boernerowskiego lasu.
         Po przyjeździe z Nowego Dworu nie zdążyłem - tak jak wielu przyjaciół - zobaczyć Tomka przed wybuchem Powstania.
         Po powrocie do Warszawy - do Warszawy wolnej od Niemców, już na drugi dzień z trudem przebierając nogami po zasypanych śniegiem rumowiskach szukałem śladów rodziny i przyjaciół. Tomka dom był pagórkiem gruzów - na całej Działdowskiej spotkałem tylko jedną kobietę, która tak jak ja wpatrywała się w okopcone ruiny.
         W połowie marca szykowałem się do wyjazdu do cioci w Ciechanowie. Dziadek zebrał niezbędne materiały i zaczął remontować nasze wypalone mieszkanie - pomagał mu kolega po fachu, pan Biernacki, który na ten czas miał zająć moje miejsce do spania. Ustalono więc, że pojadę do cioci Marysi, której nie widziałem od 1943 r. (moja chrzestna mama). Byłem już spakowany i miałem jechać na drugi dzień rano ze znajomymi z Ciechanowa, którzy przyjechali do Warszawy w poszukiwaniu rodziny. Było już dobrze po obiedzie - rąbałem drzewo na podwórku, gdy ktoś za mną stanął. Odwróciłem się i zobaczyłem Tomka!
         Powitanie nasze było serdeczne, ale ciche. Zrozumiałem, że spotkało go coś złego. Bałem się pytać. Czekałem. Po dłuższym milczeniu usiadł na pieńku tak, jakby go przygniatał niewidzialny ciężar. Powiedział: - Mama nie żyje... Helenka nie żyje... Tata nie żyje...

         Tomek został u nas na noc, bo mieszkał w Piastowie u krewnych ojca i nie zdążyłby wrócić przed nocą.
         Opowiedział nam tę przerażającą historię, którą później powtarzał mi przez wiele lat...
         Opiszę ją własnymi słowami, bo nie potrafię jej opowiedzieć tak, jak wyrażał to Tomek.

         Mama Tomka w trzecim dniu Powstania została uderzona spadającą belką - nastąpiło uszkodzenie kręgosłupa i nie mogła chodzić. Leżała w domu. Powstańcy tracili swoje pozycje - hitlerowcy następując od zachodu opanowywali ulicę po ulicy, zajęli Płocką i Działdowską. Nie wszyscy mieszkańcy zdecydowali się opuścić swoje domy, a wielu nie mogło tego uczynić - tak jak rodzina Tomka.
         Dochodziły wieści, co Niemcy robią z mieszkańcami. Mama błagała ojca, żeby ją zostawił, ratował dzieci i siebie, bo ona i tak nie obroni się przed śmiercią! Ojciec nie chciał tego zrobić, nie mógł jej zostawić samej. Rano zaczęli wypędzać ludzi. W pobliżu cały czas trwała walka - nieustanny terkot broni maszynowej, huk dział! Koło domu słychać było krzyki, strzały, jęki, wrzaski Niemców!



         Weszli do domu - byli już na klatce schodowej. Krzyczeli po rosyjsku! W ojca jakby wstąpiła jakaś nadzieja. Wepchnął Tomka za starą szafę, zasłaniającą drzwi do wynajmowanej służbówki - nie mógł jednak oderwać Helenki od mamy. Ojciec krzyknął coś po rosyjsku i otworzył drzwi. Weszli do mieszkania - ojciec cały czas mówił do nich w ich języku. Musieli go pchnąć, bo Tomek słyszał, jak upadał. Plądrowali mieszkanie, bo w pewnym momencie otworzyli drzwi szafy, wyrzucając z niej wszystko na podłogę. Ukazały się szczeliny w rozeschniętych plecach szafy - teraz widział wszystko. Chyba nie byli zadowoleni z tego plądrowania, bo podeszli do ojca z wrzaskiem grożąc mu bronią. Ojciec im odpowiadał, ale nie chcieli go słuchać - padł strzał! Ojciec osunął się na kolana i upadł twarzą na podłogę. Helenka zaczęła strasznie krzyczeć! Padł drugi strzał! Helenka ucichła na zawsze...
         Żołdacy ściągnęli z mamy okrycie i gwałcili ją, ponaglając jeden drugiego. Z ust mamy nie wydostał się żaden dźwięk - pewnie była nieprzytomna. Kiedy skończyli gwałt jeden z nich wyciągnął duży pistolet z drewnianej kabury, przystawił lufę do mamy głowy i pociągnął za spust - pistolet nie wypalił. Drugi przyłożył bagnet do piersi i pchnął go oburącz w głąb...

         Tomkiem, kiedy to mówił, wstrząsały dreszcze... Usiłował powstrzymać płacz - bezskutecznie.
         Babcia przytuliła go do siebie.
         - Wypłacz się Tomeczku... Wypłacz... - powiedziała.


Janusz Wałkuski

      Janusz Wałkuski
współcześnie

opracował: Maciej Janaszek-Seydlitz






Copyright © 2010 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.