Powstańcze relacje świadków

Wspomnienia Jerzego Lisieckiego ps. "2422", "Jerzy II", żołnierza dwóch powstańczych batalionów "Ruczaj" i "Harnaś"




Jerzy Lisiecki,
ur. 22.08.1923, Warszawa
st. strz. Armii Krajowej, ps. "2422", "Jerzy II"
bat. "Ruczaj", komp. "Tadeusz Czarny", plut. "Orlik"
bat. Harnaś", komp. "Genowefa", plut. 138



Dzieciństwo

         Urodziłem się 22 sierpnia 1923 roku w Warszawie na ul. Niecałej 8. Mój ojciec, Piotr Zygmunt Lisiecki był specjalistą w zakresie aparatury rentgenowskiej. Urodzony w 1893 r. w Warszawie, ukończył gimnazjum Wojciecha Górskiego, a następnie podjął studia w Akademii Technicznej w Berlinie. Po ich ukończeniu w 1914 r. wrócił do Warszawy. Po wybuchu I wojny światowej został powołany do służby w rosyjskiej armii w Mińsku Litewskim. Służył jako specjalista w dziale rentgenowskim Czerwonego Krzyża Frontu Zachodniego. Pod koniec wojny znalazł się w Odessie, gdzie poznał moją matkę Nadzieję. Była ona córką Greka Spiridona Ambatello i mamy Polki, wnuczką powstańca z 1863 roku. Ojciec babci brał udział w powstaniu styczniowym i po jego upadku został zesłany do guberni carskiej na Krymie. Rodzina babci trafiła do Odessy nad Morzem Czarnym.
         Ocalała metryka chrztu mojej mamy w cerkwi greko-katolickiej Świętej Trójcy w Odessie z 1905 roku. Rodzicami chrzestnymi byli obywatele tureccy - Mikołaj Kołagru, nie wiem, czy poprawnie podaję nazwisko, i jego córka Maria Kołagru. To ciekawe, bo Grecy z Turkami nie bardzo współżyli. W tym konkretnym przypadku musiała to być jednak wielka przyjaźń.
         Ojciec mamy, Spiridon Ambatello, był bardzo zamożnym człowiekiem. Był właścicielem kawiarni czy cukierni, miał wielki dom. Jego żona zmarła, gdy moja mama miał kilka lat. Gdy po wybuchu rewolucji, w 1917 r. sowieci podchodzili pod Odessę, dziadek uciekł z Krymu z mamy bratem Mikołajem i siostrą Wierą. Do Odessy przybijały wojenne okręty angielskie, francuskie a nawet greckie. Grecja odzyskała już wtedy niepodległość. Okręty zabierały swoich obywateli. Dziadek Ambatello z dwojgiem dzieci wyjechał do Aten. Moja mama została w Odessie, aby zaopiekować się swoją chorująca babcią, Polką.
         W tym czasie mama poznała ojca, nie wiem dokładnie, w jakich okolicznościach. Rodzice pobrali się w Odessie. Do Polski przyjechali dopiero w 1923 r.



Nadzieja Lisiecka po przyjeżdzie do Polski w 1923 r.


         Odessa przed rewolucją była jednym z najważniejszych portów rosyjskich. Mama przywiozła z Odessy do Polski wielkie albumy. Były w nich panie w kapeluszach z piórami. Pytałem mamę, czy przed I wojną światową była w Grecji. Powiedziała, że była na greckiej wyspie Kefalonia.
         Moja matka była piękną kobietą o kruczoczarnych włosach i wspaniałych zębach. W momencie przyjazdu mama była w ciąży ze mną. Kilka miesięcy później przyszedłem na świat. Dwa lata później, w styczniu 1925 r. urodził się mój brat Konrad.



świadectwo chrztu Jerzego Lisieckiego z datą urodzenia


         Lisieccy byli bardzo zacną rodziną. Mój dziadek był konserwatorem i budowniczym Opery Warszawskiej, remontował ją i odnawiał. Ojciec wspominał mi, że rodzina miała tam nawet do dyspozycji jakieś pomieszczenie. Gdy Opera była już odbudowana Lisieccy mieli w niej stałą lożę, mogli często chodzić na różne spektakle.
         Ojciec miał trzech braci: Stefana, Mariana i Wacława. Mój stryj, brat ojca, Wacław Lisiecki był wielkim patriotą. Urodził się w 1902 r., uczęszczał podobnie jak mój ojciec do Liceum Górskiego i aktywnie działał w harcerstwie. Jako 18-letni harcerz-ochotnik walczył w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. W szeregach 236 pułku Legii Akademickiej brał udział w bitwie pod Osowem razem z ks. Skorupką. Tam został ranny. Potem poświęcił się karierze wojskowej. Ukończył z 5 lokatą Szkołę Orląt w Dęblinie.



stryj Wacław Lisiecki jako harcerz-ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r.


         Dzieciństwo spędziłem u babci, na ulicy Niecałej koło Ogrodu Saskiego. Były to piękne lata. Dom babci był bardzo patriotyczny. Pamiętam, że wisiały tam reprodukcje obrazów Matejki, "Rejtan" i "Wernyhora", zdjęcie brata ojca, Wacława, jako drużynowego na czele swojej drużyny harcerskiej. Ja od małego byłem wychowywany w duchu głębokiego patriotyzmu.



Jerzy z matką


         Z ul. Niecałej przeprowadziliśmy się po pewnym czasie na Saską Kępę, gdzie mieszkaliśmy kilka lat. Ojcu nie zawsze się dobrze powodziło, raz trochę lepiej, potem trochę gorzej. Otworzył gdzieś w Alei 3 Maja warsztat, który wreszcie zaczął przynosić przyzwoite dochody. Potem, chyba w 1934 r. przeprowadziliśmy się do Anina. Tam zacząłem chodzić do szkoły. Pamiętam, że poszedłem od razu do 4 klasy. Przedtem prawdopodobnie uczyłem się prywatnie w domu.
         W Aninie miałem fajnych kolegów. Jednym z nich był mój przyjaciel Hubert Lenk. Kilka lat później brał on udział w Akcji pod Arsenałem. Po akcji schronił się w knajpie należącej do jakiegoś volksdeutscha czy reichsdeutscha. Tam go Niemcy obezwładnili, trafił na Szucha i później został rozstrzelany. Był bardzo dzielnym, silnym chłopakiem.
         Potem, w 1936 chyba roku, przeprowadziliśmy się znów do Warszawy i zamieszkaliśmy w pięknym, olbrzymim mieszkaniu na ul. Wiejskiej 3 vis a vis Sejmu. Dokładnie w tym miejscu jest teraz pomnik Polskiego Państwa Podziemnego. Mama nigdy nie pracowała, zajmowała się domem.
         W tym czasie ojciec zorganizował i otworzył pierwszą polską fabrykę lamp rentgenowskich. Przygotowując jej otwarcie jeździł do Holandii, Niemiec, Włoch i Francji. Firma nazywała się "Rurix". Ojciec współpracował wówczas z prof. Janusz Groszkowskim, światowej sławy uczonym. Zajmował się on techniką wysokiej próżni. Był przyjacielem mojego ojca.
         Pamiętam jak przyjechał do nas wtedy z Austrii profesor Tomberg, szczupły profesor pochodzenia żydowskiego, znajomy profesora Groszkowskiego. Profesor mieszkał u nas tydzień. Potem dowiedziałem się od ojca, że jeszcze przed 1939 r. udało mu się wyjechać do Norwegii i dzięki temu ocalał.
         Zacząłem chodzić do powszechnej szkoły Zofii Szaderbergowej, była to prywatna szkoła na Hożej. Była tam kaplica-przytulisko, gdzie zawsze chodziliśmy po lekcjach. Do dzisiaj tam są siostrzyczki.
         W 1937 roku starałem się dostać do gimnazjum Batorego. Miałem przyjaciela Tadzika Zawadzkiego. Nazywał się tak samo jak "Zośka", ale była to tylko zbieżność nazwisk. Nasi rodzice znali się. Jego ojciec walczył w 2 pułku szwoleżerów w 1920 r., był zasłużony. Tadzik dostał się do gimnazjum Batorego.
         Ja poszedłem na rozmowę kwalifikacyjną z rodzicami, dyrektor rozmawiał z nami. Ojciec był, jak to się obecnie mówi, prywatną inicjatywą, co nie było okolicznością sprzyjającą. Nie przyjęto mnie do Batorego. Ojciec przypomniał sobie wtedy o gimnazjum Wojciecha Górskiego. Tam uczyło się 3 Lisieckich: Wacław, Marian i mój ojciec Piotr. Nauczyciele dobrze ich znali. I tak rozpocząłem edukację na poziomie średnim w gimnazjum Górskiego.



Nadzieja Lisiecka 1937 r.


         Jeszcze w szkole powszechnej, w 1935 r., wstąpiłem do harcerstwa. Byłem w 16 Warszawskiej Drużynie Harcerskiej imienia Zawiszy Czarnego przy Gimnazjum imienia Staszica na ul. Polnej. Potem, chyba w 1936, zapisałem się do YMCA, do której należało kilku moich kolegów. Babcia nad tym bardzo bolała, mówiła, że to są masoni.
         Na obozy jeździliśmy do Kasiny Wielkiej, do Mszany Dolnej. Zawsze wstawało się rano i śpiewało: "Kiedy ranne…". Chodziliśmy do kościoła do Kasinki Małej. Teraz mieszka tam nasza słynna narciarka, Justyna Kowalczyk. A w 1938 r. pojechaliśmy na Wileńszczyznę szukać śladów babci naszej mamy. Nie znaleźliśmy ich niestety. Siedzieliśmy 3 dni w Wilnie w eleganckim hotelu Georga.
         W lipcu 1939 r. po zdaniu do 3 klasy gimnazjum byłem na obozie w Mszanie Dolnej. A w sierpniu wyjechałem z rodziną do Głowna nad Pilicą. Stryj pracował w fabryce Norblina pod Głownem. Między innymi była tam produkcja dla wojska, chyba wytwarzano gilzy do pocisków.
         Tu muszę wspomnieć, że w 1938 r. Polska, po upadku Czechosłowacji, zajęła Zaolzie. Nie bardzo mi się to podobało, żeśmy się złakomili na ten kawałek ziemi.. Wprawdzie tam była większość ludności polskiej, ale okoliczności nie były zbyt ciekawe. Hitler zajął większość Czechosłowacji i myśmy też złapali jakiś ochłap.
         Pamiętam dobrze dzień 31 sierpnia 1939 r. Miałem wtedy 16 lat. Wróciliśmy właśnie z letniska. W powietrzu coś wisiało, czuło się, że chyba zbliża się wojna. Pamiętam tłumy na Dworcu Gdańskim; pierwszy raz ten Dworzec Gdański widziałem. Mrowie ludzi, wielkie podniecenie. Gdy przyszliśmy do domu mama powiedziała mi, żebym pojechał do Radości po babcię.
         Babcia mieszkała na ul. Goliszewskiej na Sadybie, razem z moim stryjem Wacławem, który był jeszcze kawalerem. To był ten mój wój, który był ranny pod Ossowem. Jako oficer lotnik był już zmobilizowany pod Poznań. A w Radości żona mojego drugiego stryja Mariana, która był Amerykanką, miała w kolonii Zbójna Góra posiadłość. Było tam parę hektarów ziemi ze stawem i domek. Tego lata babcia przybywała u niej. Ponieważ stryja Wacława nie było już w Warszawie, na mnie spoczął obowiązek przywiezienia babci z letniska.


Jerzy Lisiecki

opracowanie:Maciej Janaszek-Seydlitz



      Jerzy Lisiecki
ur. 22.08.1923, Warszawa
st. strz. Armii Krajowej, ps. "2422", "Jerzy II"
bat. "Ruczaj", komp. "Tadeusz Czarny", plut. "Orlik"
bat. Harnaś", komp. "Genowefa", plut. 138





Copyright © 2012 Maciej Janaszek-Seydlitz. Wszelkie prawa zastrzeżone.